– Narodowy Fundusz Zdrowia płaci za niektóre pieluchomajtki nawet dziesięć złotych, gdy w supermarketach sztukę można dostać za dwa lub trzy złote – powiedział wiceminister Krzysztof Łanda na łamach ?Menedżera Zdrowia?. Stwierdził, że zamierza z tym skończyć i nawet wie jak to zrobić. Recepta na przytoczona ?rozrzutność? maja być tzw. ?zakupy centralne?.
Plany ministra Łandy zaniepokoiły organizacje pacjenckie, w tym Stowarzyszenie Osób z NTM UroConti. Zdumienie pacjentów wynika z faktu, że spodziewali się raczej poprawy zasad refundacji niż ich ograniczenia. – Limity cenowe i ilościowe dotyczące środków absorpcyjnych są takie same od 1999 roku – mówi Anna Sarbak. – Można więc powiedzieć, od ubiegłego wieku nic się nie zmieniło? Jak zwykle jesteśmy w ?ogonie Europy?. W innych krajach UE w ogóle nie ma limitów, pacjenci otrzymują tyle środków, ile potrzebują. Nawet w ościennych państwach, jak choćby Czechy, Słowacja oraz Węgry limity są dwukrotnie wyższe.
Kwestie limitowania środków pomocniczych, w tym pieluchomajtek, negatywnie oceniają również pielęgniarki i położne. Najczęściej mają w swojej pracy do czynienia z sytuacją, w której pacjenci po prostu kupują brakujące środki absorpcyjne z własnych pieniędzy.
Pacjenci uważają, że problem z refundacją środków absorpcyjnych w Polsce tkwi zupełnie gdzie indziej. Należy poprawiać system, który dobrze działa, ale w oparciu o zwiększenie limitów i uproszczenie kryterium chorobowego. Propozycja ministra dotycząca wprowadzenia zamkniętego systemu zakupu środków tego jednak nie zawiera. Natomiast niesie za sobą ogromne ryzyko obniżenia jakości produktów, co w żaden sposób nie poprawi sytuacji pacjentów, którym państwo już teraz oferuje zbyt mało wsparcia w tym schorzeniu.