Rak gruczołu krokowego to obecnie najczęściej rozpoznawany nowotwór złośliwy u mężczyzn w Polsce. Choć nie jest główną przyczyną zgonów onkologicznych – w tej kategorii nadal dominuje rak płuca – jego znaczenie systematycznie rośnie. Mimo postępu w leczeniu i lepszej dostępności nowoczesnych terapii, kluczowym problemem pozostaje wczesna diagnostyka, która wciąż nie działa tak, jak powinna. O raku prostaty rozmawiano podczas ostatniego posiedzenia Podkomisji Stałej ds. Onkologii.
Podczas posiedzenia specjaliści wskazywali, że trudności w leczeniu raka prostaty nie wynikają wyłącznie z niedoborów sprzętu, skomplikowanych procedur czy ograniczonego finansowania. W rzeczywistości równie istotne – jeśli nie ważniejsze – są problemy organizacyjne, błędne przekonania oraz niska aktywność mężczyzn w zakresie profilaktyki.
Wciąż silnie obecny jest stereotyp męskości, który promuje ignorowanie objawów i unikanie kontaktu z lekarzem. Jak pokazuje raport CBOS z 2023 roku, aż 38% mężczyzn po 45. roku życia nigdy nie odwiedziło urologa, a 57% twierdziło, że „nie miało takiej potrzeby”.
W efekcie wielu pacjentów trafia do systemu zbyt późno – a nowotwór, który mógłby być kontrolowany jako choroba przewlekła, zbyt często prowadzi do śmierci.
Dla wielu mężczyzn skrót „PSA” kojarzy się z rutynowym badaniem, które warto wykonać po czterdziestce, by wykryć ewentualne zmiany w prostacie. Tymczasem w środowisku medycznym test ten budzi wiele kontrowersji i od lat jest przedmiotem dyskusji. Choć cieszy się dużą popularnością wśród pacjentów, oznaczenie poziomu antygenu specyficznego dla prostaty nie jest uznawane za wiarygodne narzędzie przesiewowe.
Co więcej, zbyt pochopna interpretacja wyników PSA może prowadzić do nadmiernej liczby diagnoz, niepotrzebnych biopsji, a nawet wdrażania terapii u osób, które wcale nie wymagają leczenia.
Nie oznacza to jednak, że badanie PSA jest bezużyteczne. Wręcz przeciwnie – może stanowić ważny element diagnostyki, o ile towarzyszy mu odpowiednia, specjalistyczna analiza. Kluczowe jest nie tylko stwierdzenie podwyższonego poziomu antygenu, ale także ocena dynamiki jego wzrostu, uwzględnienie innych parametrów klinicznych, przynależności pacjenta do grupy ryzyka, a także wyników rezonansu magnetycznego czy badania per rectum.
Z tego powodu eksperci są zgodni: niepokojący wynik PSA powinien być sygnałem do pilnej konsultacji urologicznej – a nie podstawą do samodzielnych decyzji. Niestety, w Polsce dostęp do specjalisty nadal bywa utrudniony, co opóźnia właściwą diagnozę i leczenie.
W przeciwieństwie do kobiet, które mogą udać się do ginekologa bez skierowania, mężczyźni wciąż muszą uzyskać skierowanie do urologa od lekarza rodzinnego. To dodatkowa bariera, która zniechęca do konsultacji. Do tego dochodzi wstyd, niechęć do rozmowy o problemach z oddawaniem moczu i przekonanie, że „to normalne z wiekiem”.
Wielu mężczyzn trafia do lekarza dopiero po interwencji bliskich lub gdy objawy stają się nie do zniesienia. Tymczasem czas działa na niekorzyść – od pierwszych symptomów do diagnozy mija często nawet 18 miesięcy.
Warto też pamiętać o mężczyznach z tzw. obciążeniem rodzinnym. W ich przypadku badania genetyczne w kierunku mutacji BRCA1 i BRCA2 mogą odegrać kluczową rolę. W Polsce są już dostępne w trybie ambulatoryjnym – ale najpierw trzeba trafić do systemu.
Rozpoznanie raka prostaty to nie jeden test, ale cała sekwencja działań: od badania per rectum, przez rezonans magnetyczny, biopsję fuzyjną, aż po nowoczesne obrazowanie molekularne, takie jak PET-PSMA.
– Diagnostyka raka prostaty jest bardzo trudna, bardzo skomplikowana, oparta na szeregu kolejnych kroków i każdy krok ma nieść ze sobą jakąś decyzję, która jest czasami bardzo trudna – mówiła prof. Urszula Demkow, wiceminister zdrowia.
Choć standardy postępowania są jasno określone, ich realizacja zależy od lokalnych możliwości – dostępności sprzętu, specjalistów i infrastruktury. W czerwcu 2025 roku rozszerzono wskazania do badania PET, co teoretycznie powinno poprawić sytuację. W praktyce jednak – bez odpowiedniego zaplecza – nawet najlepsze technologie nie wystarczą.
Jednym z najbardziej obiecujących narzędzi jest PET-PSMA – metoda pozwalająca wykryć przerzuty na bardzo wczesnym etapie.
– Ona pokazuje chorobę na bardzo niskim stopniu zaawansowania, tam, gdzie inne metody jeszcze nie są w stanie niczego wykryć – tłumaczył prof. Marek Dedecjus z Narodowego Instytutu Onkologii. – To ma wpływ nie tylko na postępowanie diagnostyczne, ale też terapeutyczne u ponad 30% pacjentów, zmieniając to postępowanie.
Niestety, dostępność tej technologii w Polsce nadal jest ograniczona – głównie z powodu braków kadrowych i sprzętowych.
Współczesna medycyna oferuje coraz więcej opcji leczenia raka prostaty – nawet w przypadkach zaawansowanych. Terapia zwykle zaczyna się od tzw. kastracji farmakologicznej, czyli blokowania działania testosteronu. W wielu przypadkach pozwala to na kontrolę choroby przez długi czas.
– Pierwszą linią terapii jest kastracja hormonalna. Dopóki taka terapia jest skuteczna, pacjent pozostaje na niej, czasami łączonej z innymi metodami. Kiedy rak staje się hormonoporny, wprowadza się chemioterapię – wyjaśniała Urszula Demkow.
W kolejnych etapach stosuje się terapie molekularne, immunoterapię czy leczenie izotopowe. Kluczowe jest jednak jedno: im wcześniej choroba zostanie wykryta, tym większe szanse na skuteczne leczenie i dłuższe życie.
Jednym z najbardziej obiecujących kierunków w leczeniu raka prostaty jest teranostyka – podejście łączące diagnostykę i terapię w jednym preparacie. Dzięki zastosowaniu izotopów promieniotwórczych, które precyzyjnie celują w komórki nowotworowe, możliwe jest ich wykrycie i jednoczesne zniszczenie, przy minimalnym wpływie na zdrowe tkanki.
– My izotopy łączymy z takimi cząsteczkami, które wykrywają markery nowotworowe. Ale to nie wszystko, bo ten izotop diagnostyczny możemy zastąpić izotopem terapeutycznym – wyjaśniał prof. Marek Dedecjus. – Tak powstaje tzw. radioligand, który selektywnie lokalizuje komórki nowotworowe oraz je niszczy, nie interesując się, gdzie one są położone i w jakiej są ilości.
Skuteczność terapii radioligandowej potwierdzają nie tylko wyniki badań naukowych, ale również konkretne przypadki kliniczne. U jednego z pacjentów, który przez lata był leczony różnymi metodami, zastosowanie radioligandów doprowadziło do niemal całkowitego ustąpienia zmian nowotworowych oraz spadku poziomu PSA do wartości bliskich zeru.
Choć nie każdy przypadek kończy się tak spektakularnie, możliwości tej technologii są niepodważalne. Obecnie na świecie prowadzi się ponad 70 badań klinicznych nad zastosowaniem radioligandów w leczeniu raka prostaty, co tylko potwierdza jej rosnące znaczenie w onkologii.
Choć terapie radioligandowe niosą ze sobą ogromny potencjał, ich dostępność wciąż pozostaje ograniczona. Przeszkodą nie jest wyłącznie niewystarczająca liczba wyspecjalizowanych ośrodków i lekarzy – równie istotne są kwestie logistyczne, takie jak produkcja izotopów, odpowiednia infrastruktura do ich podania oraz finansowanie całego procesu.
Równolegle z rozwojem terapii molekularnych, ogromny postęp dokonał się w chirurgii. Operacje z wykorzystaniem systemów robotycznych, takich jak da Vinci, stają się nowym standardem w leczeniu raka prostaty. Dzięki nim możliwe jest przeprowadzenie prostatektomii z wyjątkową precyzją, co przekłada się na krótszy czas rekonwalescencji, mniejsze ryzyko powikłań i lepsze wyniki funkcjonalne.
– U wielu pacjentów te metody pozwalają zachować potencję, zachować trzymanie moczu – zaznaczał prof. Tomasz Szydełko, konsultant krajowy w dziedzinie urologii.
Wprowadzenie publicznego finansowania operacji robotycznych w 2022 roku było przełomem. Już w pierwszym roku wykonano ponad 2 tys. takich zabiegów, a w kolejnym – liczba ta niemal się podwoiła
Eksperci podczas spotkania wskazywali, że za dynamicznym rozwojem technologii nie nadąża jednak system wycen. Początkowo zakładano, że sprzęt będzie finansowany z funduszy unijnych, co nie zostało uwzględnione w taryfikacji. Dziś większość placówek kupuje roboty z własnych środków, co czyni dotychczasowe wyceny nieadekwatnymi.
– Ilość systemów jest bardzo duża i jednostki kupują z własnych środków. W związku z tym, ta pierwotna wycena już by była niedoszacowana – wskazywał dr Bartosz Małkiewicz z Polskiego Towarzystwa Urologicznego.
Zbyt niska wycena może prowadzić do paradoksu: szpitale, szukając oszczędności, będą wracać do starszych, mniej skutecznych metod. A to oznacza większe ryzyko powikłań, takich jak nietrzymanie moczu, które może wykluczyć pacjenta z życia zawodowego i generować dodatkowe koszty dla systemu.
– Nietrzymanie moczu w przypadku mężczyzny 50–60-letniego potrafi zupełnie wykluczyć go z pracy zawodowej. Taki człowiek przechodzi na rentę, a państwo polskie na niego dodatkowo wydaje około 3 tys. zł rocznie – wyliczał dr hab. Piotr Dyniarski.
Eksperci apelują o aktualizację wycen i uproszczenie procedur rozliczeniowych. Obecnie, by rozliczyć operację robotyczną, szpitale muszą wykonywać dodatkowe, często zbędne badania – jak scyntygrafia kości u pacjentów z niskim ryzykiem – tylko po to, by spełnić formalne kryteria.
– To są pieniądze stracone dla systemu, bo wykonane jest to badanie niepotrzebnie – mówił prof. Szydełko. – A wszystko dlatego, że procedura została tak skonstruowana.
W Polsce miejsce zamieszkania wciąż zbyt często determinuje jakość i tempo leczenia. Nierówności regionalne są jednym z największych wyzwań – zarówno w dostępie do diagnostyki, jak i nowoczesnych terapii. Eksperci i organizacje pacjentów nie mają wątpliwości: w przypadku raka prostaty „bariera kodu pocztowego” wciąż działa.
Podczas gdy część pacjentów trafia do wyspecjalizowanych ośrodków z dostępem do rezonansu, PET-PSMA czy chirurgii robotycznej, inni muszą czekać miesiącami, pokonywać setki kilometrów lub – co gorsza – rezygnować z leczenia, bo lokalny szpital nie oferuje odpowiednich procedur. To przekłada się bezpośrednio na wyniki leczenia i szanse na przeżycie.
Dodatkowym obciążeniem są tzw. „koszty ukryte”: prywatne badania, transport, noclegi, rekonwalescencja. Choć nie są one ujęte w oficjalnych wycenach, mają realny wpływ na decyzje pacjentów i ich możliwości skorzystania z pełnego zakresu terapii.
Uczestnicy posiedzenia zaznaczali, że choć temat profilaktyki raka prostaty pojawia się w przestrzeni publicznej – najczęściej przy okazji kampanii takich jak Movember – brakuje spójnej, długofalowej strategii. Nie istnieje ogólnopolski program edukacyjny skierowany do mężczyzn w średnim wieku, który łączyłby profilaktykę pierwotną (styl życia, dieta, aktywność fizyczna) z wtórną (wczesne wykrycie choroby).
– Problem profilaktyki w Polsce jest ogromny, ponieważ ona jest akcyjna, nie jest systemowa. Jest okazjonalna, podzielona na pojedyncze obszary – podkreślają przedstawiciele organizacji pacjentów. – Kolejny raz apelujemy o to, żeby powstała całościowa, wieloletnia strategia dla profilaktyki w Polsce.
Wciąż nie zniesiono obowiązku posiadania skierowania do urologa, mimo że temat ten od lat powraca w debacie publicznej. Dla wielu mężczyzn to realna bariera – zwłaszcza w sytuacji, gdy czas ma kluczowe znaczenie. Do tego dochodzą psychologiczne opory: wstyd, strach, unikanie tematu. Ale jak słusznie zauważają pacjenci – samo zidentyfikowanie problemu to dopiero początek. Potrzebne są konkretne narzędzia, by te bariery przełamać: kampanie informacyjne, zmiana języka komunikacji zdrowotnej, edukacja w miejscu pracy, w gabinetach POZ, w społecznościach lokalnych.
Wydatki na leczenie raka prostaty w Polsce rosną – w 2024 roku przekroczyły 1,8 miliarda złotych. To dowód, że problem nie jest ignorowany. Ale samo finansowanie nie wystarczy. Bo choć rak prostaty coraz częściej może być traktowany jako choroba przewlekła, system nadal nie jest gotowy na rosnącą liczbę pacjentów wymagających zaawansowanego leczenia i długoterminowej opieki.
Eksperci zwracają uwagę na brak specjalistów, infrastruktury, koordynacji. Ale przede wszystkim – świadomości, że pacjent z rakiem prostaty to nie tylko „przypadek medyczny”, ale człowiek, który chce żyć, pracować, zachować sprawność i godność.
Skuteczne leczenie to nie tylko operacja czy podanie leku. To kompleksowa opieka, która uwzględnia potrzeby pacjenta, jego wybory i sytuację życiową. A do tego potrzebny jest nie tylko dobry lekarz i nowoczesna technologia, ale przede wszystkim – mądrze zorganizowany system. System, który nie tylko leczy raka prostaty, ale też pomaga mężczyźnie wrócić do życia.
Źródło: Medicalpress