REKLAMA
MCC, Centrum Medyczne MCC

Minister goni inflację. Niektórzy pacjenci muszą dopłacać jeszcze więcej

Nakłady publiczne na środki chłonne rosną, ale pacjenci zdają się tego nie odczuwać w swoich portfelach. Producenci przekonują, że powodem są rosnące lawinowo koszty produkcji i że w innych krajach jest jeszcze drożej. Nie ulega wątpliwości, że w resorcie zdrowia drgnęło i od kilku lat systematycznie rosną nakłady na refundację wyrobów medycznych wydawanych na zlecenie.

Według bieżącego planu finansowego NFZ w tym roku przewidujemy wydatki refundacyjne na wyroby medyczne na poziomie około 1,825 mld zł. Główną pozycją kosztową w tym zakresie są wyroby stomijne, których refundacja pochłonie około 320 mln zł i skorzysta z nich 64 tys. pacjentów. Drugą grupą jest blisko poł miliona pacjentów korzystających ze środków chłonnych, na które budżet NFZ ma zarezerwowane około 300 mln zł i to jest dla ponad pół miliona pacjentów. Na trzecim miejscu są wózki inwalidzkie, gdzie wartość,refundacji szacujemy na 184 mln zł dla 94 tys. pacjentów – poinformował wiceminister zdrowia Maciej Miłkowski.

Okazuje się jednak, że pomimo wprowadzenia nowych limitów kwotowych związanych z refundacją wyrobów chłonnych, pacjenci praktycznie nie odczuli zmiany, a wręcz część osób wskazuje, że musi dopłacać do środków absorpcyjnych więcej niż dotychczas. W ocenie Anny Sarbak, prezes Stowarzyszenia Osób z NTM „UroConti”, największe problemy mają m.in. pacjenci onkologiczni, a także chorzy niesamodzielni. Zwraca również uwagę na problem związany z galopującą inflacją. – Wszystko wokół drożeje, więc osoby korzystające ze środków chłonnych często muszą stawać przed trudnymi wyborami: opłacić rachunki, wykupić leki, czy zaopatrzyć się w środki chłonne? – podkreśla prezes stowarzyszenia „UroConti”.

Producenci się tłumaczą

Zdaniem Katarzyny Serwińskiej, dyrektor pionu rynku polskiego farmaceutycznego Toruńskich Zakładów Materiałów Opatrunkowych, na całą tę trudną sytuację nakłada się kilka czynników – począwszy od pandemii COVID-19, po trwającą już drugi rok wojnę na Ukrainie. – W rezultacie doszło do kumulacji niekorzystnych zjawisk, m.in. gwałtownego wzrostu cen i niedoboru surowców, znacznego opóźnienia w łańcuchach dostaw, wzrostu kosztów logistyki w handlu międzynarodowym oraz wyższych kosztów energii – wymienia Katarzyna Serwińska.

Toruński właściciel marki Seni przyznaje, że podejmował wiele prób i decyzji, których celem było usprawnianie procesów produkcyjnych i logistycznych. Wszystkie te starania miały jeden cel – zminimalizowanie wzrostu kosztów, a tym samym cen wyrobów chłonnych. – Będziemy kontynuować te działania, pamiętając jednocześnie o tym, aby obniżanie kosztów produkcji nie wiązało się z pogorszeniem jakości naszych wyrobów – deklaruje Katarzyna Serwańska i dodaje, że jako firma TZMO koncentruje się też na tym, by jej wyroby były powszechnie dostępne. – Szeroka dostępność w wielu kanałach sprzedaży sprzyja zdrowej konkurencji pomiędzy podmiotami sprzedającymi. To oznacza większą presję cenową punktów realizacji i różne ceny dla pacjenta oferowane przez te punkty – oceniła przedstawicielka TZMO.

W podobnym tonie wypowiada się Arkadiusz Grądkowski, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Wyrobów Medycznych Polmed, zrzeszającej kolejnych dwóch największych producentów środków absorpcyjnych w Polsce – firmy Paul Hartmann i Essity. W rozmowie z redakcją Kwartalnika NTM przypomniał, że od początku pandemii nastąpił drastyczny wzrost cen surowców.

Do tego doszedł światowy problem ograniczonej dostępności podstawowego surowca wykorzystywanego w produkcji, jakim jest celuloza. Problem dotyczy także wyrobów higienicznych z celulozy niebędących wyrobami medycznymi. Produkty z papieru są obecnie najszybciej drożejącą kategorią produktów w sklepach. Dla przykładu papier toaletowy podrożał przez ostatni rok aż o 50 proc.! W efekcie w ciągu ostatnich 2 lat ceny średnio zostały zaktualizowane o ok. 15-20 proc. W tym samym czasie ceny wszystkich surowców wrosły średnio o ok. 60 proc. – mówi Arkadiusz Grądkowski. I dodaje:
Niektóre z surowców, np. substancje wykorzystywane do produkcji superabsorbentu – drugiego po celulozie najważniejszego składnika środków chłonnych – aż o 200 proc. Obecnie obserwujemy pewną stabilizację wzrostu cen surowców. Pacjenci korzystający ze środków chłonnych w większości nie powinni odczuć podwyżek, ponieważ w tym samym czasie Ministerstwo Zdrowia dwukrotnie zwiększyło limity: w 2021 r. z 1 zł do 1,7 zł oraz w 2023 r. z 1,7 zł do 2,3 zł dla wyrobów o największej chłonności. Dzięki tym zmianom resort zdrowia w znacznym stopniu skompensował podwyżki wynikające ze wzrostu surowców.

Sprzedaż w Polsce niższa niż w Czechach

Jak przyznała Magdalena Władysiuk, prezes HTA Counsulting, sposób refundowania środków chłonnych nie pozwala Ministerstwu Zdrowia na negocjowanie cen tych produktów tak, jak ma to miejsce w wypadku leków na receptę. – Brakuje w tym obszarze mechanizmów ustawowych. Z drugiej strony ustalanie cen środków chłonnych w taki sposób, jak ma to miejsce w lekach, pociągnie za sobą określone, długofalowe konsekwencje i dla producentów, i dla pacjentów – wskazuje ekspertka. Dodaje, że sprzedaż środków chłonnych w Polsce nie stoi na bardzo wysokim poziomie i większe wolumeny produktów chłonnych sprzedawane są na jednego mieszkańca np. w Czechach, a jednocześnie ceny produktów dostępnych w Polsce są zdecydowanie niższe.

Zbudowanie mechanizmów finansowania powinno być zatem oparte na podstawowym pytaniu: czy państwo powinno finansować środki chłonne w 100 proc.? Obecnie w Polsce tylko wybrane grupy pacjentów mają dostęp do pełnego finansowania, natomiast duża rzesza pacjentów z niepełnosprawnościami musi dopłacać do niezbędnych dla nich środków chłonnych. Co więcej, pomimo podniesienia limitów kwotowych oraz dużych zmian związanych z klasyfikacją produktów pod względem chłonności, nie doszło do spadku odpłatności pacjentów, ale również sprzedaż utrzymała się na niezmienionym poziomie – tłumaczy Magdalena Władysiuk.

Zwraca również uwagę na jeszcze jeden trend, jaki pojawił się na rynku dystrybucji detalicznej środków chłonnych. – Główną rolę dystrybucyjną odgrywają duże apteki sieciowe oferujące pacjentom środki chłonne zdecydowanie taniej. Przy dużym wolumenie sprzedaży i różnorodności sprzedawanych środków chłonnych są w stanie wykorzystać efekt skali i oferować pacjentom ceny zdecydowanie niższe. Oczywiście rozmiar tego zjawiska, według różnych szacunków producentów, dotyczyć może około 10 proc. rynku, ale z drugiej strony widzą to i pacjenci, i Ministerstwo Zdrowia. W efekcie generuje to po stronie MZ przekonanie, że ceny środków chłonnych mogą być jeszcze niższe – mówi Magdalena Władysiuk.

MZ szuka rozwiązania

Jak przyznaje Magdalena Mycek, specjalistka w Departamencie Polityki Lekowej i Farmacji Ministerstwa Zdrowia, obecnie publikowany wykaz to „spadek” po kasach chorych. – Wykaz jest wynikiem pewnej koncepcji przejętej po latach funkcjonowania kas chorych, która miała pozwolić pacjentowi na wybór wyrobu medycznego. Wcześniej zakupy wyrobu były dokonywane przez przychodnie i szpitale w ramach przetargów. Ideą wykazu wyrobów medycznych na zlecenie było stworzenie kategorii wyrobów, limitów przyporządkowanych do tych kategorii i pozwolenie pacjentowi na zakup wyrobów, który najbardziej mu odpowiada (…). Po latach funkcjonowania widzimy niedociągnięcia tego systemu, który miał upodmiotowić pacjenta – wskazała przedstawicielka resortu zdrowia w trakcie posiedzenia sejmowej podkomisji ds. osób niepełnosprawnych.

Dodała również, że resort zdrowia rozmawia obecnie z producentami o możliwości uporządkowania tego rynku i stworzenia sytuacji, w której pacjent nie będzie musiał tyle dopłacać. – Obecnie sama idea wykazu mówi o tym, że ceny środków chłonnych podlegają regułom wolnego rynku. Dlatego pacjent musi szukać tańszego wyrobu lub wybierać miejsca, gdzie może dokonać tego zakupu taniej – podkreśliła Magdalena Mycek.

Jak system dopłat wyglądał w czasach kas chorych?

Dwie kasy miały „system otwarty” (Małopolska i Śląska), jedna hybrydowy (Świętokrzyska), a pozostałe 14 kas, w tym branżowa, miało „system zamknięty”, oparty na przetargach wojewódzkich. Pierwotnym zamierzeniem nowo powstałego NFZ było stworzenie „systemu zamkniętego” opartego na przetargach – wzorowano się na systemie Mazowieckiej Kasy Chorych. Jednak w wyniku dużych protestów pacjentów, lekarzy, dystrybutorów, producentów oraz parlamentarzystów ówczesnej opozycji, rząd koalicji SLD-PSL ostatecznie wprowadził od 1 stycznia 2004 roku „system otwarty” upodmiotawiający pacjenta i obowiązujący do dzisiaj.

Autor: Violetta Madeja

Źródło: Kwartalnik NTM nr 1/2023

Skip to content