„Liczba zachorowań na raka prostaty systematycznie rośnie. Szacujemy, że w 2020 r. rak prostaty zdiagnozowany zostanie u 18 tys. Polaków. Szczęśliwie wykrywamy go coraz częściej – mówiła podczas piątkowej (11 grudnia) konferencji „Rak prostaty w roli głównej”, dr Iwona Skoneczna z Narodowego Instytutu Onkologii w Warszawie.
– Na szczęście, szacujemy, że ok 80 proc. mężczyzn słyszy diagnozę o raku prostaty w momencie, w którym nie doszło jeszcze do przerzutów i możemy zapanować nad chorobą – podkreślała. Jak przekonuje ekspertka, wczesna diagnostyka pozwala na wyleczenie oraz pełną kontrolę nad nowotworem. Problem we wczesnej diagnozie stanowi fakt, że rak prostaty, nawet w formie zaawansowanej, może nie dawać żadnych objawów klinicznych.
Dlatego ważne jest by mężczyźni już w wieku 40 lat badali się w tym kierunku. Jest to szczególnie istotne w sytuacji dodatkowych obciążeń takich jak np. historia choroby w rodzinie. Podstawowym narzędziem diagnostycznym jest badanie krwi na poziom PSA. Dzięki tej nieskomplikowanej metodzie diagnostycznej można łatwo wybrać grupę osób, wśród których ryzyko rozwoju raka będzie niskie (wskaźnik PSA poniżej 1) bądź wyższe (wskaźnik PSA powyżej 1). To będzie pierwszy sygnał dla pacjenta jak często badać się w kierunku raka prostaty.
– W przypadku historii rodzinnej można zdecydować się na badanie prostaty rezonansem magnetycznym, pomijając tym samym nieprzyjemną dla Panów część badania prostaty per rectum – mówi dr Iwona Skoneczna.
Choć badanie, dla niektórych może wydać się kosztowne (w granicy 800 zł) to pomaga ono poprawić trafność późniejszej biopsji i określić stan zaawansowania nowotworu, co może mieć znaczenie dla planu leczenia.
– Badam się regularnie. Dbam o zdrowie, a poza tym tak nakazuje mi przyzwoitość. Zajmuję się popularyzacją wiedzy medycznej. Gdybym więc sam nie poddawał się badaniom, do których namawiam innych, to podważałbym to, co mówię, nie byłbym wiarygodny – opowiada dziennikarz Polskiego Radia Artur Wolski.
Redaktor, pacjent, co pół roku chodził do urologa, aby się badać. Na początku PSA miał na prawidłowym poziomie, ale dwa lata temu stężenie tego białka we krwi zaczęło rosnąć.
– Nic mnie nie bolało, wszystko funkcjonowało sprawnie, ale to rosnące PSA mnie niepokoiło – wspomina red. A. Wolski. Lekarz co prawda go uspokajał, że PSA nie jest jednoznacznym wyznacznikiem tego, że w organizmie rozwija się nowotwór, ale dziennikarzowi ten wzrost nie dawał spokoju i postanowił zweryfikować, dlaczego PSA z 1 urosło do 6, potem 7 i 8 i dalej narastało. Jednak badanie USG, któremu się poddał, niczego nie wykryło.
– Miałem jednak świadomość, że badanie to nie pozwala zajrzeć dokładnie we wszystkie miejsca, nie ma takiej technicznej możliwości. Mogą być więc zakamarki, gdzie nowotwór się rozwija, a głowicy nie da się tak ustawić, by tę zmianę wykazać – mówi.
Rozstrzygnąć sprawę czy nowotwór rozwijał się w organizmie Artura Wolskiego miała biopsja gruboigłowa.
Zabieg polega na tym, że lekarz nakłuwa prostatę specjalną igłą biopsyjną o rozmiarze 14 G. Przy wkłuciu pobiera się fragment tkanki o długości jednego centymetra i szerokości czterech milimetrów. Badanie wykonuje się przy wykorzystaniu aparatury stosowanej do badań USG. Następnie pobrany materiał przekazuje się do pracowni histopatologicznej. Jeśli ma się pecha, bo zmiana nowotworowa umiejscowiona jest w trudno dostępnym obszarze prostaty, to lekarz może nie trafić w pole zajęte rakiem.
– Wynik biopsji obejrzał urolog i uznał, że nic złego w prostacie się nie dzieje. Uspokajał mnie, że prostata jest co prawda nieco powiększona, ale w pewnym wieku to stan normalny. Lekarz stwierdził stan zapalny i przepisał antybiotyk. Ponownie uspokoił mnie to, że rosnący PSA o niczym nie świadczy – opowiada. Wtedy pacjent wykonał prywatnie rezonans magnetyczny. Wynik badania rezonansem pozwolił dokładnie określić miejsca, skąd należy pobrać komórki do badania histopatologicznego. Biopsja wykazała jednoznacznie – nowotwór złośliwy. – Zdecydowałem się na całkowitą resekcję prostaty. Zabieg wykonano laparoskopowo – mówi red. A. Wolski.
Proces leczenia pacjentów zależy od zaawansowania nowotworu i obecności przerzutów, wieku pacjenta czy chorób współistniejących. Na początkowym etapie choroby stosuje się leczenie chirurgiczne oraz radioterapię. – Wcześniej rozpoznana choroba daje szanse na zabieg, który pozwala na oszczędzenie przez chirurga istotnych unerwień, odpowiadających głównie za trzymanie moczu po operacji jak i za czynności seksualne – mówi dr Iwona Skoneczna.
Uzupełnieniem do leczenia jest hormonoterapia stosowana w sytuacji, gdy pomimo wcześniej stosowanego leczenia, marker PSA zaczyna rosnąć. Hormonoterapia ma za zadanie obniżyć poziom lub zablokować działanie testosteronu wpływającego na wzrost raka prostaty (tzw. kastracja).
Czasem jednak, u pewnej grupy pacjentów dochodzi po pewnym czasie do oporności na standardowe leczenie hormonalne (tzw. rak oporny na kastrację bez przerzutów). – Kiedy obserwujemy wzrost markerów nowotworowych, ale nie wykrywa się jeszcze przerzutów, duże korzyści przynosi włączenie nowych terapii hormonalnych. Ich zastosowanie pozwala wydłużyć okres do pojawienia się przerzutów i oraz wydłużyć życie pacjenta z przerzutami – mówi dr Iwona Skoneczna.
Co ważne, dostępne obecnie na rynku nowoczesne terapie hormonalne, tj. apalutamid, darolutamid i enzalutamid podawane są w przystępnej formie tabletek. Mają także minimalne objawy uboczne, co pozwala pacjentowi na lepsze przeżycie oraz ograniczenie wizyt i badań lekarskich.
Jednak jak wskazuje klinicystka, choć do części tych terapii onkolodzy mają dostęp, to jest on regulowany za pomocą programów lekowych. Tak, pomimo obiecujących wyników badań stanowiących o wysokiej skuteczności stosowania leczenia hormonalnego w wielu badanych grupach, polski pacjent z rakiem prostaty opornym na kastrację musi poczekać na przerzut nowotworu, by otrzymać skuteczne leczenie. Tak samo pacjent, u którego zdiagnozowano chorobę już z przerzutami, musi przejść całą drabinkę leczenia.
– Z jednej strony, gdy u pacjenta nie pojawiają się przerzuty oddychamy z ulgą, z drugiej, niestety nie możemy zacząć skutecznego leczenia – komentuje dr Iwona Skoneczna. Zastosowanie nowoczesnych leków antyandrogenowych może opóźnić pojawienie się zmian przerzutowych nawet o dwa lata. Ich przyjmowanie zmniejsza również ryzyko zgonu, opóźnia wzrost PSA i czas do rozpoczęcia chemioterapii. – Określenie ilu mamy pacjentów opornych na kastrację, bez przerzutów, jest trudne do określenia. Nie potrafimy do końca powiedzieć ilu mamy takich panów. Możemy jedynie szacować. Być może jest ich kilkaset do około 1 tys. rocznie – mówi specjalistka. Dodaje, że „może być ich dużo więcej, ale nie mamy precyzyjnych rejestrów, które by to wychwyciły”.
Jak dodaje, choć w Polsce mamy Krajowy Rejestr Nowotworów, to „jest on niekompletny”. – Dane wpływają późno i są niekompletne – ocenia dr Iwona Skoneczna. Jak podkreśla ekspertka, rejestry są ważne w zakresie planowania czy racjonowania wydatków. To właśnie takie rejestry mogłyby pomóc w znalezieniu złotego środka dostępu do optymalnego leczenia i diagnostyki pacjentów.
Dr Iwona Skoneczna za przykład dobrych standardów w tym obszarze, wskazuje na kraje Skandynawskie czy Danię. A to dlatego, że są tam prowadzone kompletne rejestry chorób nowotworowych.
– Z tych krajów otrzymamy informacje co dzieje się z pacjentem, który ma wskaźnik PSA poniżej lub powyżej 1. Informacje te pochodzą z zamrożonych 30 lat temu próbek wszystkich badających się Panów. Te kraje planują leczenie pacjentów w dłuższej perspektywie – mówi dr Iwona Skoneczna. Wskazuje ona także, że takiego perspektywicznego spojrzenia w onkologii oczekują także polscy klinicyści i pacjenci.
Źródło: www.politykazdrowotna.com