W ostatnim czasie obserwujemy przyrost zachorowań na raka prostaty. (?) Dr Leszek Borkowski krytycznie ocenia jakość i dostępność leczenia farmakologicznego w Polsce.
W Polsce jest kilka leków, które możemy stosować w leczeniu raka prostaty. Nie mamy jednak wszystkich możliwości, które są dostępne na przykład w Niemczech czy we Francji. Postęp w farmakologii ma to do siebie, że coraz bardziej potrafimy wiedzieć, jaki jest mechanizm rozwoju choroby. W następstwie tego przygotowujemy określone substancje czynne o znanym mechanizmie działania. To jest kierunkowa droga pomocy pacjentom, którzy chorują na daną chorobę.
W leczeniu nowotworu prostaty chodzi o to, żeby wszedł w etap apoptozy, czyli niszczenia komórek rakowych. Ograniczamy mu ilość testosteronu, to jest supresja androgenowa. Po pewnym czasie okazuje się, że leki przestają działać i w związku z tym musimy zastosować deprywację androgenową, czyli metodę polegającą na kastracji. Straszne słowo dla mężczyzn. Kastracja może być przeprowadzona mechanicznie, chirurgicznie, ale również może być przeprowadzona chemicznie. Oznacza to, że podajemy takie leki, które obniżają produkcję androgenów w jądrach, w nadnerczach, w komórkach nowotworowych.
Rak wpadł na pomysł, że skoro my zabieramy mu możliwość żywienia się testosteronem, który jest wytwarzany w naszym organizmie, to zaczyna sam produkować testosteron. To jest problem, bo do dzisiaj nie mamy dobrej metody, żeby mu tą produkcję zniszczyć. On dzięki tej produkcji, przy deprywacji androgenów, czyli tej kastracji chemicznej nadal żyje. Jego rozwój prowadzi do przerzutów w układzie kostnym.
Kilkanaście lat temu pojawił się enzalutamid. Działa w taki sposób, że jest stosowany w naszym lecznictwie blokując receptor androgenowy. Ten testosteron, który wytworzy rak, nie może być przez niego skonsumowany, bo receptory są zablokowane. Idzie piętro wyżej, czyli receptor androgenowy nie dostaje się do jądra komórkowego. I jeszcze dalej – mianowicie nie pozwala połączyć się aktywnemu receptorowi androgenowemu DNA z kwasem dezoksyrybonukleinowym, który się znajduje w jądrze komórkowym. Można powiedzieć, że to trójstopniowa blokada.
Jednak okazało się, że w Polsce jest mało pieniędzy na pełne wprowadzenie tego leku. W związku z tym zostały wprowadzone w programie lekowym niezwykle przykre ograniczenia w liniach pacjentów, którzy mogą być leczeni tym lekiem. Zdaniem eksperta te leki powinny być podawane wcześniej. Dlaczego? Po pierwsze – organizm pacjenta nie jest wykończony chorobą, czyli sam ma własne siły. Całe nasze leczenie polega na utrzymaniu homeostazy, czyli równowagi. Jak ta równowaga jest zaburzona, to pojawia się choroba. Poza tym drugi argument jest taki, że komórki rakowe rozrastają się w czasie.
Prosta zasada – im jest więcej ich w organizmie, tym więcej trzeba włożyć wysiłku, żeby je z tego organizmu wyrzucić jako nieproszonych gości. Niestety programy lekowe są ustawiane dość restrykcyjnie w stosunku do chorych pacjentów. To doprowadza do tego, że lek podajemy zbyt późno, w mojej opinii, i jego efektywność przy podaniu wcześniejszym byłaby lepsza. Dzisiejsza biblioteka naukowa, dotycząca wcześniejszego podawania enzalutamidu jest bardzo szeroka. Do tego doszły wytyczne towarzystw europejskich i międzynarodowych, które w swoim obszarze działania mają opiekę i leczenie pacjentów, chorujących na raka prostaty.
Ekspert zwraca też uwagę na znaczenie wymiennego podawania preparatów leczniczych: abirateronu i enzalutamidu. Produkty lecznicze o potwierdzonej efektywności terapeutycznej należy podawać możliwie najwcześniej. Wtedy można uzyskać przedłużenie okresu do takiego rozwoju choroby, gdzie dzisiaj jeszcze nie do końca wiemy, jak ją leczyć. Czyli można zwiększyć okres, który upływa do progresji choroby i przez to zwiększa się komfort życia pacjentów. Dobre leki muszą być podawane przemiennie bez ograniczeń na tyle wcześnie, na ile nasza dzisiejsza wiedza na to pozwala.
Źródło i link do wywiadu: www.cowzdrowiu.pl