W przeliczeniu na jednego mieszkańca wydajemy na sprzęt medyczny, czyli m.in. wózki, protezy, balkoniki, kilkakrotnie mniej niż Słowacy, Czesi czy Węgrzy. Problem dotyczy, w różnym stopniu, ok. 5 mln Polaków. Część z nich w ogóle nie wychodzi z domu, bo państwo oszczędza na sprzęcie medycznym dla nich.
W Polsce na ulicach nie widać niepełnosprawnych, bo są zmuszeni, by pozostawać w domu. Statystyki są dla nas druzgocące. W 2015 r. Czechy, liczące ok. 10,5 mln mieszkańców, wydały – w ramach ubezpieczenia zdrowotnego – na wyroby medyczne 1,03 mld euro. Słowacja (z ok. 5,4 mln mieszkańców) – 192,9 mln euro, a ledwo dziesięciomilionowe Węgry – 166 mln euro. A licząca 38 mln mieszkańców Polska? Zaledwie 198,8 mln euro, czyli ok. 800 mln zł! W opiece nad potrzebującymi pod niektórymi względami wciąż tkwimy w średniowieczu. Rozdzielający pieniądze urzędnicy wciąż nie rozumieją, że są to oszczędności pozorne. Osoba, która może poruszać się np. tylko na wózku, a nie ma do niego dostępu, musi leżeć w łóżku. A to sprawia, że popada w coraz głębszą depresję, pojawiają się odleżyny, zaburzenie krążenia itp. Koszty leczenia tych chorób wielokrotnie przekraczają koszt zakupu potrzebnego chorym sprzętu.
Jeszcze w 2013 r. NFZ, na mocy zarządzenia ministra zdrowia, obniżył dofinansowanie na zakup standardowego wózka inwalidzkiego z 800 do 650 zł na osobę. Wówczas dystrybutorzy – by zmieścić się w tym limicie – zaczęli sprowadzać mniej trwałe odpowiedniki z Chin. Te jednak częstokroć psują się bardzo szybko, a w myśl przepisów refundacja przysługuje raz na pięć lat. Oznacza to, że pacjent musi kupić nowy wózek za własne pieniądze, na co często go nie stać. Ale otrzymanie upragnionego sprzętu dzięki NFZ może oznaczać dopiero początek problemów. Nierzadko mieszkanie trzeba przebudować, by można było poruszać się w nim wózkiem inwalidzkim. Ale na ten cel pacjenci muszą już sami znaleźć pieniądze.
Poziom finansowania wyrobów medycznych w Polsce jest skandalicznie niski. A niektóre urządzenia, niezbędne ludziom przykutym do łóżek, nie są w ogóle refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Izabela Ćwiertnia, małopolski konsultant do spraw pielęgniarstwa rodzinnego, ubolewa, że refundowane są jedynie wózki najtańsze. Np. chorzy na stwardnienie rozsiane spędzają w nich cały dzień. Ale te, które otrzymują w ramach refundacji, nie spełniają potrzeb. Jedynie na ograniczoną pomoc mogą liczyć też pacjenci po amputacji kończyn.
– Najmniej doskonała proteza dla osoby po amputacji nogi powyżej kolana kosztuje około 15 tys. zł, z czego NFZ finansuje jedynie 5,5 tys. zł. Jeśli nawet po przejściu drogi przez mękę uda się wywalczyć z PFRON-u 7,5 tys. zł, to i tak pacjent musi dopłacić 2,5 tys. A dla wielu jest to kwota zaporowa – zaznacza Józef Góralczyk z Małopolskiego Sejmiku Organizacji Osób Niepełnosprawnych.
Urzędnicy nie przewidzieli np. w ogóle refundacji kosztów zakupu podnośnika (od 7 do 12 tys. zł). – A bez tego urządzenia nie można spionizować pacjenta, co jest nieodzowne do prawidłowego działania układu krążenia, płuc. Sejmik niepełnosprawnych, jak dotąd bez skutku, apelował do kolejnych ministrów zdrowia o utworzenie sprawdzonego np. w Niemczech systemu wypożyczalni sprzętu medycznego. Rozwiązałoby to nie tylko problem dostępu pacjenta do potrzebnego mu urządzenia, ale też zminimalizowałoby problem patologii.
Polscy przedsiębiorcy, od jakiegoś czasu, by załatać tę pustkę, sprowadzają z Niemiec uznane tam za zużyte już urządzenia i zakładają u nas wypożyczalnie. Jednak opłata, choć niewielka, pobierana jest z góry i dla niektórych może być za wysoka.
Budżet na sprzęt medyczny dla wszystkich regionów w tym roku to kwota ok. 880 mln zł. NFZ w Małopolsce w 2015 roku wydał 74 mln zł, w 2016 – 80 mln zł, w bieżącym plan zakłada 76 mln. Ale ma być nieco więcej.
Źródło: Dziennik Kraków (8.03.2017)