Jak przekonują eksperci, konieczność wykonania badania urodynamicznego przez pacjentów cierpiących na zespół pęcherza nadreaktywnego, w Polsce wciąż stanowiąca warunek uzyskania refundacji leków, jest absurdalnym i niekorzystnym ekonomicznie wymogiem.
Prof. Zbigniew Wolski, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego, zauważył, że badanie urodynamiczne, jako warunek zastosowania leków, nie jest rekomendowane przez żadne towarzystwo naukowe na świecie. ?Rzeczą niezrozumiałą dla gremiów eksperckich jest fakt, że w Polsce nowsze leki, tzw. antymuskarynowe – solifenacyna i tolterodyna – są refundowane tylko tym pacjentom z pęcherzem nadreaktywnym, u których schorzenie zostanie potwierdzone badaniem urodynamicznym? – zaznaczył ekspert. Prof. Wolski dodał, że dla zdiagnozowania zespołu pęcherza nadreaktywnego wystarczający jest dokładny wywiad lekarski oraz tzw. dzienniczek mikcji, w którym pacjenci odnotowują częstotliwość i ilość oddawanego moczu.
Zarówno lekarze, jak i pacjenci podkreślają, że badanie urodynamiczne jest zabiegiem inwazyjnym i nieprzyjemnym. Co więcej, nie zawsze pozwala ono wykryć zespół pęcherza nadreaktywnego. Jak stwierdziła prof. Ewa Barcz z Uniwersyteckiego Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, podczas badania urodynamicznego nie musi dojść do skurczu mięśnia wypieracza, w związku z czym ?mimo że pacjentka cierpi na to zaburzenie i my wiemy, że jest chora, nie mamy podstawy do potwierdzenia pęcherza nadreaktywnego i zapisania jej refundowanego leku?.
Bardzo ważną kwestią jest też koszt wykonywania badania urodynamicznego. Według wyceny Narodowego Funduszu Zdrowia, każde takie badanie kosztuje ok. 500-700 zł. Jak zauważa prof. Barcz, pieniądze te można by przeznaczyć na refundację leków. Badanie urodynamiczne nie ma zatem uzasadnienia w diagnostyce pacjenta z OAB, ale również stanowi niepotrzebny dla budżetu państwa koszt.
Źródło: wyborcza.pl